Animacja jest kopią Minecraft'a (Lotniskowiec). Oczywiście jest obowiązkowe amerykańskie pseudo-PC : murzyni, azjatka, lezbijaka i morze kobiet na ważnych stanowiskach. Główną rolę gra histeryczka, według której dyplomacja polega na krzyczeniu na wszystkich, strojeniu fochów i tupaniu nogami. Mężczyźni zaś, z prezydentem na czele, są niedorozwiniętymi dziećmi, którym bez przerwy trzeba przypominać o oczywistych rzeczach i pilnować żeby nie zrobili sobie krzywdy (np. scena z herbatą w drugim odcinku). Ogólnie żałosna namiastka Madam Secretary.
Totalnie zgodzę się z ostatnim zdaniem: też miałem wrażenie jakby ktoś zachowanie pani dyplomatki przekalkował z Madam Secretary, a raczej przekalkował i podkręcił.
Ale z resztą w tym serialu nie (a nie raz zjeżdżałem seriale historyczne za poprawność).
Ogólnie serial nie jest zły, ot można się pośmiać, a poprawność wcale tak mocno nie bije w oczy ba wręcz jej nie ma.
Rząd Amerykański składa się z totalnej mieszanki kulturowej. Zachowań homoseksualnych w ogóle nie ma, albo są totalnie nienachalne. Wręcz napiszę pierwszy sezon bardzo spokojny w tych sprawach.
Przygotuj się na nadchodzącą Królową Kleopatrę :) - czyli serial mieniący się fabularyzowanym dokumentem, a który już naukowcy egipscy zjechali...
Zmarnowany potencjał, "dyplomatka" Mosbacher lepszy scenariusz napisała, swoim ambasadorkowaniem w Polsce.
Nie postrzegam żadnych seriali w ten sposób, ale tutaj w 100 % zgadzam się z tym, co napisałeś: 'Główną rolę gra histeryczka, według której dyplomacja polega na krzyczeniu na wszystkich, strojeniu fochów i tupaniu nogami. Mężczyźni zaś, z prezydentem na czele, są niedorozwiniętymi dziećmi, którym bez przerwy trzeba przypominać o oczywistych rzeczach i pilnować żeby nie zrobili sobie krzywdy".