z cyklu i tylko ja ocalałem aby wam opowiedzieć: aż razu pewnego człowiek zabił brata swego wieloryba i od tego dnia na planecie ziemia zapanowały głód i cierpienia..
długa, skupiona, cierpliwa, detaliczna obserwacja świata charakteryzująca się bardzo głębokim poziomem zanurzenia, powolnego wnikania weń i znikania w nim, jaką obecnie spotkać można chyba tylko u dworcewoja..
ot, jedna scena: ciężar, zemsta nieba spadającego na bloki w trakcie recytowania jakiegoś wymyślnego wierszyka życzeniowego w typie "pust wsiegda budut słońce", co jakby żywcem z jakiejś korei północnej albo oficjalnej wesołkowatości czasów stalinowskich wyjęty niczym josie wales spod ręki prawa, ale nie sprawiedliwości, zwłaszcza na tle postapokaliptycznego świata różnych wspaniałości, jakże jest wymowny..
zwany cud dokumentalisty przy tym jako żywy tętniący i tako żywo odnoszący się do pierwszego filmu dworcewoja, który cały składał się właściwie tylko z takich ujęć - to był istny festiwal cudów, odpowiedników pękniętego młotka z dokumentu kieślowskiego Szpital - znaczy dla szalonych wysłanników zionu dokumentujących zaczadzające religie zdychających babilonów bogowie wciąż pozostają łaskawi..