Film znakomitego skądinąd indyjskiego reżysera, Satyajita Raya, tym razem zaliczyć należy raczej do reżyserskich wpadek, niż jego największych osiągnięć. Fabuła wydaje się być mocno szablonowa - do mieszkania udanego małżeństwa wysokiej rangi pracownika międzynarodowej korporacji, przyjeżdża siostra jego żony. Jak nietrudno się domyślić, wpada ona w oko głównego bohatera, z wzajemnością zresztą. Nie mamy tu jednak do czynienia ze sztuką Tenesse Williamsa, więc nie obserwujemy psychologicznych potyczek bohaterów, ani namiętnego romansu, stąd wątek ten pozostaje wyłącznie w fazie zauroczenia. Pretekstem do powstania filmu wydaje się jednak przedstawienie sytuacji społecznej. Tu niestety też odczuwamy zawód. Reżyser na początku pokazuje nam stan życia w Bangladeszu, z biedą, bezrobociem i brakiem wykształcenia, po czym nakreśla działalność wielkich firm z zagranicznym kapitałem prosperujących w tamtym czasie w Indiach. Ponownie wraca do niego pod koniec filmu, dając jakieś migawki ze strajków. Powiedzmy sobie szczerze - to nie jest ta twórczość Raya, w której dokonuje on ciekawej analizy socjologicznej i przedstawia szeroką społeczną panoramę. To raczej próba wpasowania opowieści - brzydko mówiąc - "telenowelowej" w warunki indyjskie.