Kuszenie wiecznego kawalera na drodze do ustatkowania: Rohmer "moralizuje" po raz piąty.
"Kolano Klary" jest niemal równie udane, jak starsza o trzy lata "Kolekcjonerka", pulsuje w nim podobny "podskórny" erotyzm, podsycany przez nastrój wakacyjnej przygody. Ponownie, więcej dzieje się wewnątrz bohaterów, aniżeli na poziomie samej akcji, jednak twórca "Jesiennej opowieści" swe sugestie wyłuszcza w sposób tyle subtelny, co mistrzowski. Choć oparte przede wszystkim na scenach dialogowych, "Kolano Klary" nie nuży choćby przez moment. Duża w tym zasługa aktorów. Jean-Claude Brialy wypada nad wyraz przekonująco jako przebrzmiały podrywacz Jerome. Dobre są również "małoletnie" gwiazdy: Laurence de Monaghan (Klara) i Béatrice Romand (Laura). Szczególnie ta ostatnia zapada w pamięć jako wodząca na pokuszenie nimfetka. Zastrzeżenia mam jedynie odnośnie Aurory Cornu - francuskiego nie znam, ale i bez tego potrafię stwierdzić, że nie jest to dla aktorki ojczysty język. Kobieta swoje kwestie wygłasza, jakby czytała je z kartki, wyraźnie bardziej zajęta jest poprawną wymową, aniżeli graniem. A już ukradkowe spojrzenia w kamerę i "dyskretne" uśmieszki to - nie okłamujmy się - straszna amatorka.
Mniejsza jednak z wątpliwych walorów rumuńskim odkryciem reżysera: "Kolano" jest niczym dyskretniejsza, pełna niedopowiedzeń wersja "Niebezpiecznych związków" de Laclosa. Otwarcie na niuanse, warstwa psychologiczna czynią z omawianej pozycji frapującą psychodramę na granicy perwersji. Złożoność postaw reprezentowanych przez postaci jest tu możliwie jak najbliższa prawdziwemu życiu. Po seansie pozostaje ożywcze uczucie niedosytu.